Po przebudzeniu okazuje się, że znowu pada. Na szczęście już po śniadaniu za chmur wychodzi słońce.
Pora ruszać w dalszą drogę. Skoro pierwszy test Ubera wypadł tak dobrze, postanawiam znowu z niego skorzystać. Tym razem nie wszystko już idzie tak jak powinno.
Pierwszy kierowca Ubera nie trafia do hotelu, dlatego rezygnuję z niego i odwołuję zlecenie. Nie poddaję się jednak i ponownie włączam aplikację. Drugi kierowca przez Whatsapp potwierdza adres i bez problemu przyjeżdża na czas.
Wyruszamy. Po drodze widzimy 6 policjantów, kontrolujących 4 młodych turystów którzy jechali na skuterach. Pytam dlaczego zostali zatrzymani przecież mają kaski na głowach? Kierowca odpowiada, że policjanci zatrzymują turystów jeżdżących na skuterach i sprawdzają czy mają międzynarodowe prawo jazdy.
Przejeżdżamy 1,5 km od hotelu, po czym kierowca zatrzymuje samochód na poboczu i mówi, że stracił połączenie z internetem i musimy poczekać. Po kilku minutach pytam, czy za to, że siedzimy w samochodzie musimy płacić, a on, że nie, gdyż od tego miejsca będzie już nowy przejazd.
Dalej czekamy, a on pyta dlaczego nie mam indonezyjskiej karty SIM. Ja mu, że nie jest mi potrzebna gdyż w hotelach i restauracjach jest wifi. Mówi, że nie ma jak się ze mną połączyć i musimy mu zapłacić 200 000 IDR. Odpowiadam, że Uber pokazywał, że przejazd ma kosztować 109 000 – 140 000 IDR i na pewno nie pojedziemy za tyle co chce. W końcu zgadzamy się na 130 000 IDR.
Pokonanie 33 km z Kuty do Ubud zajmuje nam 2 godziny. Powodem nie jest kierowca i jego metoda na dorobienie na turystach, ale drogi i korki. Czy słyszałeś wcześniej, żeby w „raju” były korki?
Pokój w hotel, który zarezerwowaliśmy jest czysty, został ładnie ozdobiony kwiatami i ma rewelacyjny widok na Ubud. Czujemy się jednak jakbyśmy byli na wsi, gdyż słychać kury, koguty, psy.
Pierwszy kontakt z Ubud mnie rozczarowuje. Tyle czytałem o tym jak tutaj pięknie i że to najpiękniejsze miasto w Indonezji, a tu się okazuje, że to trochę większa wieś, z nierównymi i dziurawymi chodnikami. Do tego stopnia, że bardzo trzeba uważać, gdzie się stawia stopy.
Monkey Forest Ubud Bali
Niedaleko naszego hotelu jest najpopularniejsza atrakcja Ubud – Monkey Forest (Małpi Las). Dużo jest w internecie ostrzeżeń, aby uważać na makaki żyjące na Bali. Chwila nieuwagi i może się okazać, że nasze okulary lub inne przedmioty, jak np. czapka, opaska, aparat zmienią właściciela i już ich nie odzyskamy. Należy unikać jedzenia i picia w ich towarzystwie, gdyż bez pytania o pozwolenie same mogą się poczęstować.
Czy te ostrzeżenia są słuszne? Jeszcze przed wejściem do lasu, widzimy scenę, gdy jeden z makaków „wylatuje” ze sklepu z skradzioną paczką chipsów. Gdy dołącza do innych, rozrywa ją i zaczyna się walka o zawartość paczki.
Za bilet wstępu płacimy 40 000 IDR, ale warto. Małpi Las to wspaniała roślinność, omszałe rzeźby i starej budowle, a przede wszystkim nieposkromione małpy. W czerwcu 2016 roku było tu aż 659 osobników.
Zwiedzanie zaczynamy od Secret Forest, następnie idziemy w kierunku głównej świątyni, a na koniec do krematorium.
Stara część lasu jest bardzo klimatyczna. Potężne fikusy, liany, mostki, strumyk, robią wrażenie.
Obecnie obszar lasu jest poszerzany i w nowej części nie czuć już historii tego miejsca ani klimatu.
W dwóch miejscach natrafiamy na budki, gdzie stoją po dwie kobiety i sprzedają „certyfikowane banany dla makaków w Monkey Forest”. W cenie 20 000 IDR, dodatkowo jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia z makakami, które siadają na głowie lub ramionach chętnej osoby.
Dochodzimy do głównej świątyni (zamkniętej dla turystów), do naszych uszu dochodzą dźwięki dzwonków i bębnów, które z każdą chwilą stają się coraz głośniejsze. Nagle zza rogu wyłania się procesja. Najpierw idą kobiety i dziewczynki z darami w koszach, następnie mężczyźni z proporcami, instrumentami i czymś, co wygląda jak duże parasolki.
Wszyscy oni są ubrani odświętnie i kierują się do świątyni. Przez chwilę ich obserwujemy, gdy jednak rozsiadają się wokół świątyni kontynuujemy zwiedzanie.
Nagle w lesie widzimy poruszenie. To czarny, około dwu metrowy wąż stara się prześlizgnąć niezauważony po schodach. Gdy znika w dziurze, wszystko się uspokaja.
Chodząc po lesie dostrzegamy sekretne wejście, którym za darmo można wejść do środka. Nie uważam jednak, by niecałe 12 złotych to wysoka kwota za wstęp do tego miejsca miejsca.
Po powrocie do hotelu postanawiamy przetestować basen. Woda jest cudownie chłodząca i cały basen jest tylko do naszej dyspozycji.
Podobno w Ubud jest najlepsza kuchnia. To co jemy na kolację zdecydowanie potwierdza tę opinię.
PS. Przed snem sprawdzam rozliczenia z Uberem. Okazuje się, że za przejazd 1,5 km zapłaciłem 15 000 IDR.