Delta Mekongu to jedna z najpopularniejszych atrakcji w Wietnamie Południowym. Aby ją zobaczyć można, zorganizować wyjazd na własną rękę. Gdy jednak ma się mało czasu, kupno wycieczki może okazać się najlepszym rozwiązaniem. Dodatkowym plusem jest koszt, często niższy niż w przypadku samodzielnej organizacji. Wycieczkę do delty Mekongu bez problemu można kupić w Ho Chi Minh City, czyli dawnym Sajgonie. Pozostaje tylko podjąć decyzję: wybrać opcję jednodniową, a może kilkudniową? Zdecydowałem się na wycieczkę dwudniową, gdyż tylko na kilkudniowych można zobaczyć rano pływający targ Cai Rang (Cai Rang Floating Market). Wiedziałem, że wyjazd będzie pełen „atrakcji” przygotowanych pod turystów. Uznałem jednak, że jakoś je zniosę. Czy delta Mekongu warta jest zobaczenia? Jak wygląda dwudniowa wycieczka i czym różni się od jednodniowej? Zapraszam na relację z wyjazdu do jednego z najciekawszych miejsc w Wietnamie.
Dwudniowa wycieczka do delty Mekongu – dzień pierwszy
Wycieczka rozpoczyna się tuż po 8:00 w Dystrykcie 1 w Ho Chi Minh, kilka minut od hostelu, w którym zostawiłem duży plecak. Ulica, na której wsiadam do autobusu, w nocy zamienia się w wielką imprezownię. O tej porze nie ma śladu po dyskotekach, głośnej muzyce, kolorowych światłach i tłumach ludzi. Przypomina zwykłą wietnamską ulicę z chodnikami zastawionymi skuterami, słupami z plątaniną kabli oraz Wietnamczykami siedzącymi na niziutkich krzesełkach i jedzącymi zupę pho.
W autobusie jest bardzo międzynarodowo. Rozpoznaję przedstawicieli Australii, Francji, Korei Południowej i Chin. Na wstępie jesteśmy pytani o to, kto kupił wycieczkę jednodniową, a kto dwudniową? Po południu osoby, które kupiły wycieczkę jednodniową, mają się przesiąść do innego autobusu i wrócić do miasta. Reszta ma kontynuować podróż.
Świątynia Vinh Trang (Vĩnh Tràng Temple)
Przy pierwszej atrakcji zatrzymujemy się po około 2,5 h jazdy. Świątynia Vinh Trang jest jedną z najbardziej znanych świątyń buddyjskich w południowym Wietnamie. Wybudowana w 1850 roku w pobliżu My Tho (Mỹ Tho) w delcie Mekongu, stanowi popularne miejsce pielgrzymek oraz wycieczek.
Przekraczając bogato zdobioną bramę, przypominają mi się ornamenty widziane w cesarskim mieście Hue. Jak się okazuje, skojarzenie mam dobre, gdyż do jej wykonania zostali sprowadzeni rzemieślnicy z tegoż miasta. Wchodząc na teren kompleksu, pierwsze kroki kieruję w stronę uśmiechniętego, puszystego Buddy, którego biały posąg widać z daleka. To jeden z trzech dużych posągów Buddy, jakie dostrzegam w ładnie zadbanym ogrodzie. One, jak i klimatyczna centralna świątynia, podobają mi się najbardziej.
Rejs po delcie Mekongu w My Tho (Mỹ Tho)
20 minut po opuszczeniu świątyni wsiadamy na niedużą łódź i ruszamy w rejs po delcie Mekongu. Woda ma kolor brązowy, prawie żółty. Nie jestem pewien, czy powodem tego są tylko zanieczyszczenia wpuszczane do Mekongu w jego górnym odcinku. Bardziej wygląda to na efekt wydobywania z dna rzeki piasku oraz żwiru. Pomimo że wydobywanie jest zabronione, co pewien czas mijamy łodzie wypełnione nimi po brzegi.
Fabryka cukierków kokosowych
Rejs nie trwa długo. Już po kilkunastu minutach zatrzymujemy się na niewielkiej wysepce, gdzie mamy okazję zobaczyć, jak wygląda „fabryka cukierków kokosowych”. Po zapoznaniu z metodą produkcji następuje najprzyjemniejsza część, czyli degustacja. Za pierwszym razem próbuję połączenia kokosa z durianem. Jeśli jeszcze nie słyszałeś, uchodzi on za najbardziej śmierdzący owoc na świecie, a w dodatku ma specyficzny smak. Cukierek ma lekko wyczuwalny słodki zapach, natomiast po włożeniu do ust czuję smak cebuli. Dziwne połączenie, ale można się przyzwyczaić. Cukierki kokosowe lub z dodatkiem orzeszków nie mają już tego dziwnego posmaku.
Drugim specjałem którego można spróbować, są alkohole ułożone tuż obok specyfików medycyny wietnamskiej. Największe zainteresowanie budzi pękaty słój z kranikiem, wypełniony wężami, płazami i innymi ciekawymi rzeczami. Cała zawartość została zalana wódką i teraz co odważniejsi mogą zakosztować tej oryginalnej mikstury.
Jak przypuszczałem, w alkoholu nie można wyczuć dziwnych okazów, które znalazły się w słoju. Gdy pada pytanie, czy chciałbym spróbować innych napojów procentowych, odpowiadam, że jeśli jest możliwość, to tak. Przede mną lądują kieliszki w winem ryżowym oraz wódką z bananów. Ta ostatnia smakuje mi najbardziej.
Przerwa na lunch
Po przepłynięciu na kolejną wysepkę mamy 45-minutową przerwę na lunch. Składają się na niego: ryż, kilka fasolek, dwie sajgonki i niezidentyfikowane mięso. Napoje, oczywiście, są dodatkowo płatne.
Z obfitym posiłkiem szybko daję sobie radę i mogę korzystać z atrakcji restauracji. Wpierw wybieram rower. Szybko jednak wracam, gdy okazuje się, że za ogrodzeniem nie ma nic ciekawego. Bardziej interesujący jest teren restauracji z krokodylami, rybkami, które można karmić z butelki, i nawet nowym Muzeum Kokosa. Muzeum wywołuje u mnie uśmiech, gdyż składają się na nie centralnie umiejscowiony pozłacany posąg Ho Chi Minha oraz porozwieszane na ścianach zdjęcia. Po tych atrakcjach nie pozostało mi nic innego, jak tylko skorzystać z hamaka.
Spływ łódeczką
Najedzony i zrelaksowany przybijam do trzeciej wysepki. Tu znowu od wejścia jestem atakowany atrakcjami. Wpierw pyton na szyję, później ramka z ula z oszołomionymi pszczołami i informacją o wyjątkowym miodzie, jaki wytwarzają. Do tego kolejna degustacja. Tym razem herbatka z mleczkiem pszczelim, imbirem i limonką. Gdy każdy zrobił zdjęcia oraz spróbował herbatki, w końcu możemy wsiąść na malutką łódeczkę.
Spływ niewielkimi łódkami przez jeden z kanałów przecinających wyspę to główna atrakcja dnia. Odbijając od brzegu, wydaje się, że wpływamy w dżunglę. Gęste zarośla oraz odgłosy z nich dochodzące potęgują to wrażenie. Całość uatrakcyjnia możliwość wzięcia wiosła w dłoń i samodzielnego wiosłowania. Spływ trwa niecałe 30 minut, a kończy się w miejscu, gdzie czeka, a jakże, kolejny pokaz.
W tym przypadku do spróbowania mam kawałki egzotycznych owoców, a degustacja jest połączona z występem lokalnych muzyków. Obok tradycyjnej wietnamskiej muzyki, wykonują oni „If you’re happy and you know it clap your hands”, co wywołuje śmiech u większości osób.
Występ jest ostatnim punktem w programie pierwszego dnia wycieczki, kończy również jednodniowe wyprawy. Osoby, które kupiły taką wycieczkę, wracają do Ho Chi Minh, przede mną natomiast 3-godzina jazda do Can Tho. Zanim dojeżdżamy do miasta, godzinę wcześniej wysiada para Australijczyków, którzy wykupili nocleg u rodziny, czyli tzw. homestay. Z uwagi na to, że kierowałem się niższą ceną, z dostępnych noclegów wybrałem pobyt w hotelu. Jak się okazało, wybór był dobry. Trafiam do dwugwiazdkowego hotelu, w którym otrzymuję kolację i mogę ruszyć na nocne zwiedzanie miasta.
Can Tho (Cần Thơ)
Can Tho to piąte największe miasto w Wietnamie, a zarazem największe miasto delty Mekongu. Pomimo że zamieszkuje je ponad 1,5 miliona ludzi, gdy wychodzę z hotelu, nie czuję klimatu metropolii. Znajduje się ono na południowym brzegu rzeki Hau (Hậu), będącym większym dopływem Mekongu. Hotel zlokalizowany jest kilka minut od promenady poprowadzonej wzdłuż jej brzegu. To ulubione miejsce spacerów mieszkańców i chodzeniem po niej kończę kolejny dzień w Wietnamie.
Delta Mekongu – dzień drugi
Aby zobaczyć pływający targ, muszę wstać wcześnie rano. Szybkie śniadanie i o 7:20 wyjeżdżamy spod hotelu. Już po 10 minutach przesiadamy się na łódź i płyniemy w stronę targu. W drodze mam okazję zobaczyć nabrzeża, ciut podobne do tych, które widziałem m.in. w Bangkoku.
Liche domostwa stojące na wbitych w koryto rzeki drewnianych palach wyglądają, jakby zaraz miały się rozpaść. Kilka desek, eternit, czasem folia falista – to często jedyne materiały, z jakich są sklecone. Gdzieniegdzie widzę kwiat doniczkowy lub rozwieszone pranie, jakby mające stanowić dowód, że jednak mieszkają tu ludzie. Czasem ich widzę. Siedzą na brzegu, rozmawiają, piorą w rzece, myją naczynia, ale również siebie. To nie pierwszy raz, gdy jestem w takim miejscu, za każdym razem jednak myślę, że wiele osób nie docenia tego, co posiada.
Pływający targ w delcie Mekongu (Cai Rang Floating Market)
Cai Rang Floating Market to jeden z trzech najpopularniejszych i największych pływających targów w delcie rzeki Mekong. Otwarty jest przez cały dzień, ale najwięcej się na nim dzieje od wschodu słońca do około 9:00 rano. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest on targiem hurtowym, a nie detalicznym. Zaopatrują się na nim detaliczni sprzedawcy, którzy nie kupują pojedynczych sztuk, ale towary zapakowane w worki, beczki lub inne duże opakowania. Głównymi przedmiotami tam sprzedawanymi są produkty rolne z okolicznych dystryktów. Handel odbywa się wprost z łodzi, do której przypływają zainteresowani klienci. O tym, do której łodzi przypłynąć, mówią im próbki towarów przymocowane do długiego pionowego drąga umieszczonego na dziobie.
Gdy dopływamy do jednej z takich łodzi, mam możliwość zobaczenia, jak mieszkają jej właściciele. Zdecydowanie nie przypomina to domów na barkach, które widziałem w Amsterdamie. Wyposażenie jest bardzo skromne i przeważają rzeczy, które większość Europejczyków uznałaby za rupiecie.
Drugi postój jest tuż przy łodzi z ananasami. Słodki zapach unoszący się w powietrzu powoduje, że idę w ślady innych turystów i kupuję aromatyczny owoc w cenie 20 000 VND (ok. 0,90 USD). To jeden z tych owoców, którego prawdziwy smak można docenić dopiero w miejscu, gdzie dojrzewa.
Owoce nie są jedynymi towarami, które turyści mogą kupić na targu. Co pewien czas podpływają drobni sprzedawcy oferujący przekąski, wodę, zimne napoje lub kawę prosto z łodzi (cena 10 000 VND – około 0,43 USD). Na targu przebywamy godzinę, po której podpływamy do fabryki makaronu ryżowego.
Fabryka makaronu ryżowego
Podobnie jak w fabryce cukierków wpierw następuje prezentacja metody produkcji. Na piecu opalanym łuskami ryżu znajdują się okrągłe formy do wypiekania papieru ryżowego. Równomiernie rozprowadza się na nich płynną zawiesinę powstałą przez połączenie wody i mąki ryżowej z dodatkiem soli (czasem również z dodatkiem skrobi z tapioki). Gdy jedna strona jest upieczona, przewraca się na drugą. Po wysuszeniu na słońcu papier trafia do maszyny, która tnie go na wąskie paseczki. Później trzeba go tylko zapakować i makaron ryżowy jest gotowy do sprzedaży.
Oczywiście, na miejscu można go kupić, a wcześniej zobaczyć, jak szybko przygotowuje się z niego danie oraz spróbować go. Makaron nie jest jedynym dostępnym produktem. Kapelusze, ryby pieczone na głębokim oleju oraz kawałki ciast, to tylko mały wycinek z bogatego asortymentu.
Ostatnia wyspa
Gdy już mam nadzieję, że to koniec atrakcji, zostajemy przewiezieni na kolejną wyspę. Z wszystkich dotychczasowych ta podoba mi się najmniej. Dlaczego? Powodem postoju jest przerwa na jedzenie. W restauracji, przy której cumujemy, na turystów czeka barbecue (bbq) w cenie jak w renomowanej restauracji. Do tego istnieje możliwość wypożyczenia rowerów na pół godziny za 50 000 VND (ok. 2,20 USD). Podziękowawszy za propozycje, czas do odpłynięcia łodzi wypełniam spacerem po okolicy.
Wróciwszy do Can Tho mamy czas wolny na zjedzenie obiadu, po którym wracamy do Ho Chi Minh. Do miasta przyjeżdżamy około 17:00. Szybki prysznic i ruszam na zwiedzanie Sajgonu. Co warto w nim zobaczysz? O tym przeczytasz w kolejnym wpisie z Wietnamu.
Czy warto jechać na dwudniową wycieczkę do delty Mekongu?
W mojej subiektywnej ocenie uważam, że tak. Dla mnie najciekawsze podczas wyjazdu były: spływ łódeczkami przez wyspę, nabrzeża w drodze na targ, jak i on sam. W przeciwieństwie do targów w Tajlandii tu wciąż zachowano resztki rzeczywistego handlu. Chociaż przypuszczalnie za kilka lat będzie na nim więcej turystów niż handlarzy.
Osoby lubiące prezentacje i wszelakiego rodzaju degustacje będą zadowolone z możliwości spróbowania cukierków, owoców i innych rzeczy. Ci, którzy widzieli już dużo takich miejsc, mogą je potraktować na luzie, tak jak ja.
Ile kosztuje wycieczka do delty Mekongu?
Jak pisałem na wstępie, cena wycieczek nie jest wysoka. Za dwudniową wycieczkę z noclegiem, trzema posiłkami, transportem zapłaciłem 500 000 VND, czyli około 22 USD lub 80 zł (kurs z lipca 2018).
Wycieczka jednodniowa kosztuje około 200 000 VND czyli około 8,70 USD lub 32 zł (kurs z lipca 2018).
Powyższe ceny mogą się różnić u poszczególnych sprzedawców, zależą również od tego, jaką cenę zdoła się wytargować. Różnić się mogą również atrakcje w trakcie wycieczki, jak i ich kolejność.
Przypominam, by na potwierdzeniu sprzedawca napisał, co jest w cenie (posiłki, nocleg, transport, bilety wstępu itd.). Pozwala to uniknąć konieczności dopłaty za rzeczy, które niby miały być w cenie.
Podobał Ci się mój wpis? Dołącz do podróży na Facebooku, Instagramie i Twitterze , aby zawsze być na bieżąco. Zapraszam również do lektury innych wpisów z na https://podrozebezosci.pl