Sam nie wiem, kiedy pierwszy raz usłyszałem słowo Angkor, pamiętam jednak, że gdy zobaczyłem zdjęcia z tego miejsca zapragnąłem je zwiedzić. Pod nazwą Angkor kryje się unikatowy, zabytkowy kompleks miejski pozostały po dawnej stolicy Imperium Khmerskiego. Tutejsze zabytki powstały pomiędzy IX a XIV wiekiem. Cały kompleks obejmuje obszar ponad 400 km² i zamieszkiwany był przez milion mieszkańców. W skład niego wchodzi duża liczba kamiennych świątyń, pałaców oraz tereny leśne i zbiorniki wodne. To właśnie z uwagi na ogrom tego miejsca uznałem, że jeden dzień to za mało. Jest to ostatni punkt wycieczki do Kambodży, swoisty deser, na który długo czekałem.
Spis treści
Angkor – mniej znane miejsca, które warto zobaczyć
Siem Reap
Miejscem, z którego zwiedza się ten największy kompleks świątynny świata jest Siem Reap. To szybko rozwijające się miasto w północno-zachodniej części kraju. Pośpiesznie jem śniadanie, po czym znajduję kierowcę tuk-tuka, z którym ustalam, co oraz za ile chcę zobaczyć i ruszam.
Tylko kilka kilometrów dzieli miasto od Angkoru, aby jednak tam wjechać, wpierw należy kupić bilet. Do wyboru mam bilet jedno, trzy lub siedmiodniowy. Decyduję się na bilet 3-dniowy, gdyż chcę spędzić tutaj dwa dni. Każdy bilet zawiera zdjęcie właściciela, m.in. po to, by podczas kontroli można było szybko zidentyfikować osobę.
Duży i Mały Obwód (Big and Small Circuits)
Dla osób takich jak ja, rząd Kambodży przygotował propozycję dwóch tras, zwanych Obwodem Dużym oraz Małym (Big and Small Circuits). Dają one możliwość zobaczenia w ciągu dwóch dni najciekawszych obiektów Angkoru. Rozpoczynam od Dużego Obwodu, gdyż obawiam się, że jak zobaczę najsłynniejsze świątynie, które znajdują się w Małym, to Duży nie zrobi na mnie wrażenia.
Jest piękna słoneczna pogoda, na bezchmurnym niebie słońce z całych sił stara się przypomnieć, że jestem w jednym z najcieplejszych miesięcy. Gdy mijam rowerzystów, cieszę się, że akurat tutaj zdecydowałem się na tuk-tuka.
Od samego początku zauważam, że na całym terenie jest bardzo czysto. Widać, że rząd dba o to miejsce. Wielokrotnie mijam ludzi sprzątających tereny przyświątynne, ale również drogi, czy rowy.
Banteay Srei
Pierwszą świątynią na mojej trasie jest X-wieczna Banteay Srei, zwana również Cytadelą Kobiet. Została ona poświęcona Hindu i Śiwie. Rozpoczynam od niej, gdyż jest to najdalsza z świątyń, którą chcę zobaczyć, oddalona od Siem Reap o ponad 30 km.
Swój kolor zawdzięcza czerwonemu piaskowcowi, z którego została wykonana.
Świątynia jest nieduża, lecz robi ogromne wrażenie. Ilość delikatnych i bardzo misternych ornamentów powoduje, że zastanawiam się, jak to wszystko przetrwało przez ponad 1000 lat?
Każda ściana oraz budowla pokazuje duży kunszt ówczesnych rzeźbiarzy, wywołuje również nieodparte wrażenie, że trafiło się do bajkowego miejsca. Na terenie nie ma dużo osób, co zapewne jest zasługą sporej odległości.
East Mebon
Następna na liście jest X-wieczna East Mebon. To duża, trzypoziomowa świątynia, zwieńczona pięcioma wieżami poświęconymi Śiwie. Kiedyś ze wszystkich stron była oblana wodą i znajdowała się na wyspie. Dziś bez problemu można do niej dojść suchą stopą.
Pierwsze, co zwraca moją uwagę, to piękne i dobrze zachowane rzeźby słoni w każdym z czterech narożników, jak również rzeźby lwów na wyższych poziomach. Zbliża się południe, więc wśród rozgrzanych ścian i na tarasach czuję się jak na rozgrzanej patelni.
Nie zważam jednak na to i staram się wejść, jak najwyżej się tylko da. Schody są bardzo strome, wysokie i nierówne, nie stanowią jednak dla mnie przeszkody. Bardziej muszę uważać podczas schodzenia.
Ta Som
Schronienie przed słońcem znajduję w świątyni Ta Som. To mały hinduistyczny kompleks klasztornym z X wieku, z pięknymi rzeźbami oraz kilkoma niespodziankami.
Są nimi m.in. kamienna twarz spoglądająca na każdego, kto chciałby przekroczyć bramę wejściową oraz drzewo, które już wieki temu splotło swoje korzenie z tym wyjątkowym wytworem ludzkiego geniuszu.
Z zewnątrz świątynia nie prezentuje się okazale, przez co jest rzadziej odwiedzana i stanowi idealne miejsce do wyciszenia.
Neak Pean
Aby dojść do kolejnego miejsca muszę przejść po pomoście nad mokradłem, wyglądającym jak z amerykańskich horrorów.
Neak Pean, czyli „zwinięte węże” to XII-wieczna świątynia położona na sztucznej wyspie. Jest nieduża i składa się na nią duży, kwadratowy basen, otoczony schodami i czterema mniejszymi basenami. Centralnym basenem jest replika mitycznego jeziora Anavatapta w Himalajach, którego wody mogą wyleczyć wszystkie choroby.
Pierwotnie została zaprojektowana jako szpital. Leczenie było oparte na starożytnych hinduskich wierzeniach równowagi. Cztery połączone baseny stanowią odzwierciedlenie żywiołów. Starożytni wierzyli, że wchodząc do tych basenów doprowadzą do równowagi wszystkich elementów w ciele pacjenta, co doprowadzi do wyleczenia.
Preah Khan
Największym kompleksem dzisiejszego dnia jest Preah Khan, czyli „święty miecz”. Kierowca tuk-tuka wysadza mnie i mówi, że teraz muszę iść prosto, a spotkamy się po drugiej stronie. Uprzedza również bym uważał, gdyż bardzo łatwo można się tutaj zgubić.
Preah Khan w przeszłości stanowił centrum dawnego miasta, zamieszkałego, w czasach świetności, przez ponad 97 tysięcy ludzi. Był to znany ośrodek naukowy z buddyjskim klasztorem i szkołą oraz centrum sztuki lekarskiej królestwa. Zbudowano go w XII wieku na planie prostokąta o wymiarach 700 metrów na 800 metrów i zajmuje w sumie aż 56 hektarów. Już samo wejście robi wrażenie, gdyż należy przejść przez groblę tuż obok demonów trzymających w rękach gigantycznego węża.
To jednak tylko przedsmak tego co kryje się za bramą. Widzę piękne budowle, nad których wyglądem kiedyś pracowali ludzie, a teraz swoje ornamenty dodaje natura. Wydaje się jakby w każdej chwili mogły runąć, jednak dawni architekci dobrze znali się na swoim fachu.
Preah Khan mocno ucierpiał od porastającej ją przez stulecia dżungli. Bardzo dobrze widać, jak korzenie ogromnych drzew rozsadzają i miażdżą stare mury. Obecnie ludzie starają się wyrwać ją z uścisków natury i zabezpieczyć dla przyszłych pokoleń.
Kompleks stanowi idealne miejsce na sesje fotograficzne. Ma wszystko z czym kojarzy się Angkor. Wielkie drzewa z korzeniami oplatającymi ściany, mury zwieńczone płytami z piaskowca ozdobionymi płaskorzeźbami medytujących postaci, piękne rzeźbione ściany, puste korytarze, tajemniczość oraz ruiny budynków, które czekają, aby je zrekonstruować.
Phnom Bakheng i zachód słońca nad Angkor Wat
Na obserwację zachodu słońca wybieram świątynię Phnom Bakheng. Jest ona położona na wzgórzu i aby do niej dojść należy przejść około 1 km. Do zachodu słońca mam jeszcze sporo czasu, więc obchodzę ją dookoła i następnie zajmuję wygodne miejsce z widokiem na świątynie Angkor Wat.
Sama świątynia nie jest ciekawa i jedynym powodem jej wyboru są ładne widoki.
W promieniach zachodzącego słońca myślę o kończącym się dniu oraz staram sobie zapisać w pamięci uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas odkrywania poszczególnych świątyń. Będę chciał je porównać, z najpopularniejszymi świątyniami Angkoru, które zobaczę już jutro.
Informacje odnośnie cen biletów i kwestii transportu, znajdziesz pod wpisem o Angkor Wat. W wyborze noclegu pomoże poniższa mapka.
Podobał Ci się mój wpis o mniej znanych miejscach Angkor Wat? Dołącz do podróży na Facebooku, Instagramie i Twitterze, aby zawsze być na bieżąco. Zapraszam również do lektury innych wpisów z Kambodży oraz na https://podrozebezosci.pl.