Z pobytem na Bali związane są moje dwa marzenia. Jedno (masaż) zrealizowałem wczoraj, a drugim jest trekking/wspinaczka po wulkanach. W celu realizacji tego marzenia, wykupiliśmy wycieczkę, której głównym punktem jest wyjście na wulkan Batur, o wysokości 1 717 m n.p.m..
Spis treści
Bali. Trekking na wulkan Batur
Gdy schodzimy do recepcji o 2-ej, kierowca busa już czeka. Po drodze dosiada się jeszcze 10 osób. Z ich rozmów wnioskuję, że są to osoby z Frakcji, Holandii, Wielkiej Brytanii i Australii.
Po 3-ej zatrzymujemy się na śniadanie, które jest w cenie wycieczki. Jest tam już z 30 osób z innych busów. Budynek jest stary, dziwny i w przeciwieństwie do reszty zostajemy posadzeni w środku. Pomieszczenie wygląda jak sypialnia. Są tam stare, zużyte meble, dwa plastikowe różne stoliki, przykryte brudnymi ceratami i różnego rodzaju plastikowe krzesła.
Na pytanie „Kawa, czy herbata?”, większość odpowiada – herbata. Do tego jest „śniadanie”, smażone banany, a dokładnie mówiąc 1 mały smażony banan na osobę.
Nie ukrywamy, że bawi nas ta sytuacja. Mówimy, że i tak mamy lepiej, gdyż otrzymaliśmy „VIP room”, a reszta musi siedzieć na zewnątrz 😉 .
Po „obfitym” śniadaniu ruszamy dalej. Nie jedziemy jednak daleko i już o 3:45 zatrzymujemy się na zatłoczonym parkingu. Oprócz nas jest jeszcze z 50 innych busów i samochodów.
Wysiadamy i każdy z nas otrzymuje po latarce, małej butelce wody i tzw. breakfast box. Na 12 osób otrzymujemy również 3 przewodników. Po jednym z przodu, tyłu i w środku. Przewodniami okazują się dzieci (dwie dziewczynki i chłopiec), które akurat mają wakacje.
Ruszamy. Najpierw idziemy drogą, na której w unoszącym się kurzu, wyczuwam pył wulkaniczny. Szybko jednak dochodzimy do asfaltu i idziemy nim dopóki nie zaczynamy się wspinać po wulkanie.
Tempo jest szybie. Co 20-30 minut zatrzymujemy się na kilku minutowy odpoczynek. Jest ciemno jedyne co widzimy to światła latarek i strumienie światełek wspinających się na wulkan. Czasem jest to jeden długi ciąg, czasem są krótsze, przerywane.
Dochodzimy do punktu widokowego, gdzie siedzi już sporo osób, dla nich to koniec wspinaczki. Decydujemy jednak, że dla nas to za nisko i idziemy na sam szczyt. Po 20 minutach jesteśmy na szczycie wulkanu. Tam w oczekiwaniu na wschód słońca czeka już bardzo dużo osób. Niektórzy siedzą na matach, ale większość stoi, by tego nie przegapić.
Zajmujemy miejsca na skraju wulkanu i czekamy. Niebo wydaje się bezchmurne. Niestety na horyzoncie są chmury, które powodują, że słońce wzejdzie dziś później.
Ze swojego miejsca dobrze widzimy jezioro Batur, najwyższy szczyt Bali – majestatyczny wulkan Agung, światła położonych w dole miejscowości, nisko sunące chmury, oraz mgłę, która wędruje za nami, z dołu na sam szczyt.
Mgła, oraz powiew wiatru, powoduje, ze nakładamy na siebie kurtki. Na wiele jednak to się nie zdaje, gdyż pomimo założonych kurtek i tak odczuwamy przenikliwe zimno.
Stoimy jednak dzielnie i obserwujemy niebo mieniące się kolorami, oraz piękny krajobraz, który z każdą chwilą jest coraz lepiej widoczny.
W oczekiwaniu na wschód słońca z ciekawością otwieram breakfast box. W środku znajduję 2 kromki chleba (zdecydowanie nie pierwszej świeżości), zielony banan i jajko (wg ulotki ugotowane na parze wulkanicznej 😉 ).
Na chwilę słońce przebija się przez chmury. To już sygnał, że musimy zejść do punktu widokowego.
Czekają tam osoby, które uznały, że nie poradzą sobie z wyjściem na sam szczyt, ale również stadko makaków.
Kolejny raz okazuje się, że nie są takie straszne jak są przedstawiane. Są miłe, „grzecznie” pozują do zdjęć i jeden z nich wskakuje na mnie. Zadowolony usadawia się na moich plecach i chcąc nie chcąc znowu zostaję atrakcją turystyczną, gdyż turyści od razu wyciągają aparaty i robią nam zdjęcia.
Około 8:00 zaczyna się zejście na dół. W końcu widzimy jak wysoko jesteśmy i dopiero teraz w pełni możemy docenić piękne widoki.
Podczas schodzenia przyjemność obcowania z naturą skutecznie starają się zakłócić dwaj młodzi Niemcy. Jeden idzie przed nami i z jego telefonu dudni muzyka techno, a drugi kilka osób za nami, dawkujemy nam trance. Czy oni nie słyszeli o słuchawkach? 😉
Osobami, które rzucają się w oczy podczas schodzenia jest młoda para hindusów. On jest ubrany po europejsku, natomiast ona na nogach ma plastikowe buty, które zdecydowanie nie nadają się by chodzić górach i non stop podjeżdżają. W oczy rzuca się również jej czarna skórzana kurtka, która musi się wydawać dziwna, gdyż reszta osób z uwagi na wciąż rosnącą temperaturę ma na sobie krótkie koszulki z krótkimi rękawkami.
Nie wiem jak ona zdołała wyjść na górę, ale by zejść na dół, za rękę podtrzymuje ją mąż i czasem prywatny fotograf, który widocznie upamiętniał ich wyjście i pobyt na wulkanie. Pomoc mężczyzn na wiele się nie zdaje, gdyż pomimo tego, bardzo często się przewraca.
Kawa Luwak
Zejście idzie nam dużo szybciej niż wyjście i już o 9:00 jesteśmy obok busa i odjeżdżamy. Wszyscy próbują zasnąć, nie trwa to jednak długo, gdyż o 10:00 zatrzymujemy się na ostatni punkt wycieczki, a mianowicie w „sławnej” plantacji kawy.
Z wszystkich osób w busie tylko my decydujemy się na zobaczenie tego miejsca. Zanim jednak wchodzimy za ogrodzenie naszą uwagę zwraca drzewo z dużą ilością pajęczyn i z około dwunastoma, podobno nie jadowitymi, ale za to dużymi pająkami.
Na wejściu czeka już nasz przewodnik. Najpierw pokazuje nam kilka lokalnych gatunków roślin jak kakaowiec, cynamonowiec, a później kawowiec.
Jest to tylko wstęp do tego by powiedzieć nam o najdroższej kawie na świecie i pokazać w klatce zwierzę, które przyczynia się do tego by ona „powstała”. Tym zwierzęciem jest łaskun muzang, nazywany popularnie cywetą, a lokalnie luwak.
Cień zwierzęcia, które widzimy w klatce przypomina nieco kota. Widać że się boi i siedzi w ciemnym kącie.
Obecnie coraz trudniej spotkać cywety żyjące na wolności, gdyż z uwagi na wysoką cenę kawy, rolnicy wyłapują je, wsadzają co ciasnych klatek i zmuszają do jedzenia owoców kawy. Po zjedzeniu owocu układ trawienny cywet działa jedynie na miąższ owoców kawy, same ziarna poddane są jedynie lekkiej fermentacji, przez co tracą swój gorzki smak, a zyskują niepowtarzalny aromat. W środowisku naturalnym cywety zjadają tylko najlepsze owoce, w klatce muszą jeść to co dostają. Dodatkowo pod wpływem stresu, które powoduje zamknięcie, smak kawy który otrzymuje się od takich cywet jest inny niż od tych żyjących na wolności.
Wysoka cena kawy Luwak wynika z tego, że odchody są zbierane. Oddziela się ziarna z kupy, czyści się je, a następnie na specjalnych łóżkach suszy powietrzem o temperaturze 40 stopni Celsjusza. Proces uznaje się za zakończony, gdy w ziarnach jest tylko 11 procent wody. Ostatnim etapem jest palenie kawy na głębokich patelniach. Rocznie produkuje się tej kawy jedynie kilkaset kilogramów.
Przewodnik pokazuje nam również jak wygląda tradycyjna „produkcja” kawy Luwak.
Ostatnim punktem zwiedzania jest degustacja 7 napojów. Dwóch rodzajów herbaty, oraz 5 rodzajów kawy z różnymi dodatkami.
Istniej również możliwość wypicia filiżanki kawy Luwak w cenie 50 000 IDR i zrobienia zakupów. Nie korzystamy jednak z propozycji, gdyż chcemy być w Ubud na 11. Na tą godzinę zamówiliśmy śniadanie w naszym hotelu.
Po szybkim śniadaniu i pakowaniu, robimy ostanie zdjęcia Ubud i ….
Przed dalszą podróżą chcę jeszcze wymienić pieniądze. Idziemy do punktu wymiany na ulicy i mówię, że chcę wymienić 100 dolarów. Mam za nie otrzymać ponad 1 300 000 IDR. Kasjer odlicza 2 kupki banknotów po 5 banknotów 100 000 IDR i jedną składającą się z 3 banknotów, o tym samym nominale. Gdy je przeliczam w dłoniach mam tylko 11 banków po 100 000. Więc on znowu zaczyna układać bankowy jak poprzednio i wychodzi mu, że jest 13. Odchodzę na bok i znowu liczę. Ponownie mam tylko 11 banknotów. Wkurzony idę do niego i mówię, że nie wiem jak to zrobił, ale jeśli natychmiast nie odda mi moich 200 000 IDR to wzywam policję. On z uśmiechem mówi, że pewnie źle policzył i oddaje pieniądze. O mały włos, a padłym ofiarą oszusta.
Opuszczamy Ubud. Znowu korzystamy z Ubera. Tym razem naszym kierowcą jest bardzo rozmowy Joni z Sumatry. Mówi, że od 4 lat mieszka w Kucie. Jego żona prowadzi warung (restaurację), a on sam jest kierowcą Ubera. Chce również byśmy zapłacili mu 50 000 IDR, ponad kwotę jaką wskaże Uber, gdyż z Padang Bai nie będzie miał kursu powrotnego. Odpowiadamy, że będzie to uzależnione od tego ile wskaże Uber.
Przejazd kosztuje 118 000 IDR, uznajemy więc, że możemy mu dać jeszcze 20 000 IDR.
Padang Bai
Padang Bai jest małą miejscowością, położoną na zachodzie Bali. To właśnie stąd odpływa większość promów na Lombok, oraz wyspy Gili. W przewodnikach jest informacja o dwóch bardzo ładnych plażach i po zameldowaniu zgodnie ze wskazówkami otrzymanymi w hotelu idziemy w kierunku jednej z nich, potocznie zwanej Białą Piaszczystą Plażą (White Sandy Beach).
W pewnym momencie stajemy przed szlabanem, za którym mieszkańcy zrobili sobie wysypisko śmieci. Nie wiemy, czy to pomyłka, ale zauważamy kierunkowskaz wskazujący, że aby dojść do plaży należy przejść przez wysypisko. Nie uśmiecha nam się to i szukamy innej drogi, gdy jednak pytamy u okolicznych mieszkańców o tą plażę, to za każdym razem pokazują nam drogę przez wysypisko. Chcąc, nie chcąc przechodzimy szlaban i jak najszybciej przechodzimy przez stertę śmieci.
Po chwili, w dole widzimy wysokie palmy, zza których prześwituje błękit morza oraz piękna plaża. Schodzimy w dół. Tu znowu pojawiają się śmieci, wyrzucone przez właścicieli przyplażowych punktów gastronomicznych.
Udaje nam się znaleźć takie miejsce na piasku, by nie leżeć na śmieciach i wchodzimy do wody. Morze jest gorące, woda czysta, ma piękny odcień, ale … pływa w nim bardzo dużo różnego rodzaju śmieci. To żadna przyjemność pływać w śmieciach, więc wypływamy daleko, by być jak najdalej od nich.
Po wyjściu z wody, staram się zrobić zdjęcie plaży, by nie było widać śmieci. Kilka prób, i w końcu się udaje.
Kładę się na ręczniku i zamykam oczy. Myślę o tym jak niektóre osoby przedstawiają wyjazdy do różnych miejsc. Dużo osób im zazdrości, a oni pomijają pewne rzeczy, lub zachwycają się miejscami, które odpowiednio sfotografowane i przerobione w programie graficznym wyglądają pięknie, a nijak mają się się rzeczywistości. Czy jednak na tym polega blogowanie? Pewnie aby zyskać popularność tak, w końcu bajki dobrze się sprzedają. Decyduję się jednak pójść inną drogą. Jeśli kolejny raz trafię na śmietnik, to go pokażę, by osoby które się tam wybierają wiedziały czego się spodziewać. Uprzedzę, iż zamiast raju, jest wysypisko śmieci.
Jedna kąpiel w śmieciach mi wystarczy. Dobrze, że szybko zachodzi słońce i wracamy do hotelu.
Za nami kolejny bardzo intensywny dzień. O ile wyjście na wulkan bardzo nam się podobało, to jesteśmy bardzo zawiedzeni Panang Bai i plażą.
Bali, trekking na wulkan Batur – informacje praktyczne, ceny:
- Trekking na wulkan Batur. Jest to jedna z popularniejszych atrakcji na Bali. Powoduje to, że każdy punkt sprzedaży wycieczek ma to w swojej ofercie. Zanim jednak kupi się wycieczkę, należy posprawdzać i negocjować ceny. W hotelu, w którym się zatrzymaliśmy cena od osoby wynosiła 500 000 IDR. Nam udało się kupić za 430 000 IDR i to za 2 osoby. Oprócz ceny poszczególne oferty mogą się różnić kilkoma szczegółami. Po wyjściu na szczyt Batur, w ofercie może być obejście krateru, ewentualnie dodatkowo może być wyjazd na gorące źródła.
Kupując wycieczkę ma się do wyboru trekking na wschód lub zachód słońca. Uważam, że lepszą opcją jest wschód słońca. Nie jest gorąco, a dodatkowo słońce odbija się w jeziorze i są ładniejsze widoki. Odradzam trekking w ciągu dnia, gdyż przez cały czas idzie się w słońcu. Wychodząc na Batur nie trzeba mieć butów trekingowych, ale ogradzam klapki. Na szczycie jest zimno, więc kurtka lub coś ciepłego na pewno się przyda.
Myślałem by samemu wyjść na wulkan, ale po tym co czytałem w internecie zrezygnowałem z pomysłu. Z uwagi na popularność atrakcji obecnie organizacją wycieczek zajmuje się organizacja, która w wielu opisach porównywana jest do mafii. Oni pilnują by każdy turysta miał przewodnika, potrafią być bardzo nieprzyjemni i nawet groźni. Gdy po zejściu do parkingu przyglądałem się osobom, które tam się kręciły, cieszyłem się, że wybrałem spokojną wycieczkę, niż konfrontację z nimi.
- Kawa Luwak. Z uwagi na wysoką cenę jest ona jednym z najczęściej podrabianych towarów na Bali. Jeśli chcesz mieć pewność, że kupiłeś i następnie spróbujesz oryginalnej kawy Luwak, najlepiej kup ją w markecie. Będziesz tam miał szeroki wybór kaw, różnych producentów. Najlepsza kawa jest uzyskiwana od cywet, które żyją na wolności i właśnie zakup takiej kawy sugeruję. Ceny są wysokie, ale tylko wtedy ma się pewność, że kupiło się oryginał.
- Wymiana pieniędzy. Rupia indonezyjska nie jest walutą wymienialną. Powoduje to, że nie można jej kupić w Polsce. Pierwsze miejsce gdzie będziesz mógł ją kupić jest lotnisko. Jak to na lotniskach, kurs jest jednak gorszy niż w innych miejscach. Przy wymianie pieniędzy należy bardzo uważać, gdyż to jedno z miejsc, w których można paść ofiarą oszustów. Najlepiej wymieniać je w punktach certyfikowanych, a nie decydować się na dziwnie wysoki kurs, w podejrzanych miejscach.
Można oczywiście wybrać pieniądze z bankomatu. Bardziej się jednak opłaca, wymiana dolarów lub euro i to w nominałach 50 lub 100, które są wyżej cenione.
- Płatność kartą. Na Bali płatność kartą nie jest popularna Nawet większość hoteli preferuje gotówkę. Podobnie jest w restauracjach i warungach. Można płacić kartą w marketach i dużych sklepach. Czasem jednak, by móc zapłacić kartą trzeba wydać określona kwotę, np. 50 000 IDR.
- Padang Bai (Padangbai). Jest to małe miasteczko portowe, z której odpływają i do której przypływają promy z Lombok i wysp Gili. Jest nieciekawe, brudne, z dużą ilością śmieci na plaży i na ulicach. Odradzam pobyt w tym miejscu! Wybierając się na inne wyspy, najlepiej kupić w Kucie, Ubud, lub innych miejscowościach, bilet na prom, wraz z transferem. Wtedy nie trzeba zatrzymywać się w tym miejscu.