Camino de Santiago (szlak świętego Jakuba) 4 dzień pielgrzymki – Pampeluna – Puente la reina
Wychodząc z miasta, kieruję się w stronę wzniesień usianych wiatrakami. Idzie się bardzo dobrze, gdyż trasa jest malownicza, z dala od autostrady czy drogi szybkiego ruchu.
Trafiam również na pierwsze pola słoneczników, a ciut dalej zostaję zaczepiony przez około 30-letniego pielgrzyma. Mówi po angielsku, że bardzo chciałby dojść do Santiago, ale skończyły mu się pieniądze. Domyślam się, że jest to Polak, o którym słyszałem 2 dni temu i przechodzę na polski. Mówię, że nie mam dużo pieniędzy i niestety nie mogę mu nic dać. Z jednej strony jest to prawda, a z drugiej dziwnie on wygląda. Dlaczego dziwnie? Jak na osobę, która nie ma pieniędzy, ma na sobie czyste ubranie. Nadaje się raczej na wyjście na miasto, a nie na pielgrzymkę. Jest ogolony, ma nadwagę, a za nim leży nieduży plecaczek. Życzę mu powodzenia i ruszam dalej.
Alto del Perdón (Góra Przebaczenia)
Po wyjściu na Alto del Perdón (Górę Przebaczenia) mijam rzeźbę przedstawiającą jakby cienie pielgrzymów idących i jadących do Santiago. Przypominam sobie, że już kiedyś widziałem tę rzeźbę. Miało to miejsce podczas oglądania filmu „Droga życia”. Zejście z góry jest kamieniste i ostre, więc muszę uważać, ale po tych niedogodnościach reszta drogi biegnie już spokojnie.
Mijam kilka wiosek ze starymi kościołami. Po drodze spotykam Andżelikę i Bartka — Polaków, którzy swoją pielgrzymkę zaczęli jeszcze we Włoszech. Opowiadają, że bardzo ciężko było im wędrować przez Włochy, gdyż szlak był bardzo słabo oznaczony. Starają się iść codziennie 40-50 km, gdyż na początku września muszą być w Niemczech. Drogę z Santiago do Niemiec chcą pokonać autostopem.
Puente la reina
Dochodzę do Puente la reina i zastanawiam się, czy skończyć na dzisiaj, czy też iść dalej? Jest ładna pogoda, postanawiam więc zostać, zrobić większe pranie i zrelaksować się w tym spokojnym miejscu. Miasteczko słynie głównie z pięknego mostu usytuowanego na wyjściu z miasta. Nazwa miasteczka również związana jest z mostem, gdyż znaczy „Most królowej”. Wzięła swoją nazwę od żony króla Sancho III z Nawarry – królowej Dona Mayor. To właśnie z jej polecenia został zbudowany w XI wieku.
Jeśli pójdziesz tą drogą i będzie Ci się spieszyło, to jak najbardziej możesz iść dalej. Natomiast, jeżeli chcesz poczuć atmosferę tego spokojnego miasteczka, to warto się zatrzymać i odpocząć.
Oprócz mostu, w pamięć zapada mi jeszcze jedno wydarzenie (jeśli tak można to nazwać). W albergue, gdzie się zatrzymuję, zostaje na noc młoda Brytyjka. Pielgrzymuje z gitarą i wieczorem mam okazję usłyszeć jak gra i śpiewa. Dołącza do niej starszy mężczyzna, który ma harmonijkę. Siadają przed wejściem do albergue i zaczynają grać, ona dodatkowo „anielsko” śpiewa. Wszystko to trwa, dopóki nie nastaje cisza nocna (wciąż mam przed oczami ten obraz).
To jest bardzo miłe zakończenie dnia.
Podobał Ci się mój wpis? Dołącz do podróży na Facebooku, Twitterze i Instagramie, aby zawsze być na bieżąco. Zapraszam również do lektury innych wpisów na https://podrozebezosci.pl.