Gdy zaczynałem prowadzić blog podróżniczy, nie wiedziałem, jak długo to będzie trwało i czy starczy mi cierpliwości. Zacząłem od relacji z Camino de Santiago, a następnie pojawiły się wspomnienia z Bali i Głównego Szlaku Beskidzkiego. Pomiędzy tym były posty z miejsc w Polsce oraz z zagranicy. Czas szybko leci i oto czytasz 182 tekst brzmiący enigmatycznie „Dlaczego warto spełniać marzenia i nie odkładać ich na później?”. Jeśli nie jest to Twój pierwszy tekst na blogu „Podróże bez ości”, to pewnie wiesz, że staram się, aby każdy z nich był jak najbardziej przydatny. Najczęściej znajdujesz w nich podpowiedzi, sugestie, porady i informacje, które ułatwiają przygotowanie wyprawy, a czasem stają się inspiracją, aby wyruszyć w podróż. Właśnie o inspiracji jest ten tekst o tym, jak pewne wydarzenia i ludzie wpływają na nas oraz sprawiają, że mamy siłę dokonać, wydawałoby się niemożliwych rzeczy.
Podobno najlepiej uczymy się na przykładach, więc pozwól, że coś Ci opowiem.
Spis treści
- Dlaczego warto spełniać marzenia (nie tylko podróżnicze) i nie odkładać ich na później?
- Łokieć tenisisty
- Przychodnia ortopedyczna
- Rehabilitacja
- Atak bólu
- Kolejna wizyta u ortopedy
- Badania
- Trzecia wizyta u ortopedy
- Reumatolog
- Lekarz chorób zakaźnych
- Poradnia chorób zakaźnych
- Wizyta w szpitalu
- Wyjazd do Włoch
- Leczenie boreliozy w szpitalu
- Inne objawy boreliozy
- Leczenie boreliozy w domu
- Rehabilitacja po leczeniu boreliozy
- Powrót do normalnego życia
- Kontrola w Poradni Chorób Zakaźnych
- Gdzie i jak zaraziłem się boreliozą?
- Dlaczego postanowiłem napisać o boreliozie?
- Dlaczego nie należy odkładać marzeń?
- Moje inspiracje
Dlaczego warto spełniać marzenia (nie tylko podróżnicze) i nie odkładać ich na później?
Wyobraź sobie, że jest koniec października i budzisz się pewnego ranka z bólem oraz skurczem w prawym łokciu. Chcesz go wyprostować, ale nie możesz. Masaż również nie pomaga. Myślisz, że to pewnie efekt tego, że w nieodpowiedniej pozycji używałeś laptopa. Dla Ciebie to nowa sytuacja. Jesteś osobą praworęczną, a tu nie możesz tą ręką nic zrobić. To dziwne uczucie, gdy nagle nie możesz dotknąć twarzy, aby jej umyć, chwycić szczoteczki do zębów, lub kubka, aby się napić. Najgorzej jest jednak w nocy, gdyż ból nie daje Ci spać i dopiero zażycie środka przeciwbólowego to umożliwia. Po dwóch nieprzespanych nocach w końcu idziesz do lekarza rodzinnego. Tam słyszysz diagnozę, że to „łokieć tenisisty”.
Łokieć tenisisty
Przez tydzień masz zażywać tabletki rozkurczające, odstawić laptop i będzie po problemie. Mija tydzień. Oszczędzanie łokcia ani tabletki nic nie dały. Skurcz oraz ból się utrzymuje, więc ponownie idziesz do lekarza rodzinnego. Tym razem dostajesz antybiotyk oraz kolejne leki rozkurczające. Kieruje Cię on również do ortopedy. Kolejna nietrafiona kuracja oraz ból powodują, że zamiast czekać na odległy termin z NFZ, idziesz prywatnie do przychodni ortopedycznej.
Przychodnia ortopedyczna
Ortopeda po obejrzeniu ramienia stwierdza, że to musi być „łokieć tenisisty”. Dostajesz nowe leki rozkurczające, skierowanie na prześwietlenie łokcia, chociaż mówisz, że nie ma szans, abyś był uszkodzony. Kolejną nowością jest skierowanie na rehabilitację. Z uwagi na długie terminy w NFZ sam musisz za nią zapłacić.
Rehabilitacja
W rehabilitacji trafiasz na bardzo miłe osoby. Tu pierwszy raz słyszysz, że nigdy do tej pory nie widzieli, aby łokieć był tak bardzo wykręcony oraz bolesny. Przypuszczają również, że to nie będzie zdiagnozowane schorzenie.
Już po pierwszym dniu rehabilitacji czujesz, że zabieg w polu magnetycznym nie jest dla Ciebie. Pole magnetyczne powoduje, że jest Ci niedobrze. Gdy po drugim dniu jest tak samo, zamieniasz go na inny zabieg. Nie wiadomo jednak, czy to przez pole magnetyczne, czy może inne zabiegi, ale po dwóch dniach budzisz się dodatkowo z bólem i opuchniętym prawym kolanem. Wygląda jakby kolano „zaraziło się” tym samym co ma łokieć. Dla rehabilitantów to kolejny dowód, że to musi być coś innego. Obserwują również, jak Twój stan, zamiast się poprawiać z każdym dniem się pogarsza. Opuchlizna z kolana schodzi do kostki, każdy krok boli, a dodatkowo zaczynasz utykać.
Atak bólu
W dalszym ciągu masz problem ze spaniem. Myślisz, że to wina łóżka, ale to ból w prawych kończynach nie daje Ci spać. Każde obrócenie się na tamtą stronę skutkuje obudzeniem.
Pewnej nocy budzisz się ok. 4:00 nad ranem. Chcesz wstać z łóżka, ale nie możesz. Wydaje się, że ból Cię sparaliżował, a bolących miejsc jest jeszcze więcej. Pół godziny leżysz i myślisz, co zrobić? Ogromnym wysiłkiem zwlekasz się z łóżka, po czym starasz się ubrać i spakować. Pierwszym autobusem jedziesz do szpitala, gdyż masz nadzieję, że tam Ci pomogą. Na dyżurze jest akurat lekarz reumatolog. Mówisz mu, co się dzieje i jak szybko to postępuje. On na to, że to tylko bóle psychosomatyczne. Daje Ci zastrzyk z ketonalu i odsyła do lekarza rodzinnego.
Jesteś wkurzony, zawiedziony i wystraszony. Co, jeśli podczas kolejnego ataku nie wstaniesz z łóżka?
Kolejna wizyta u ortopedy
Oczywiście lekarz rodzinny odsyła Cię do ortopedy. Pokazujesz mu opuchnięte kolano i kostkę, mówisz o wizycie w szpitalu. Cóż, dla niego ważniejsze jest czy zrobiłeś prześwietlenie łokcia. Mówi, że bez niego nie dostaniesz zastrzyku ze sterydu. Czujesz, że ten lekarz nie pomoże, gdyż nie ma pojęcia, co Ci dolega.
Badania
Postęp choroby jest tak szybki, że nawet rodzina Ci nie dowierza. Pewnie, gdyby nie widzieli opuchniętego łokcia i kolana, to by uznali, że symulujesz. Ty jednak się nie poddajesz. Wiesz, że czas jest ważny, dlatego nie zważając na koszty, we własnym zakresie szukasz schorzeń, które mogą powodować takie objawy.
Z szeregu badań, jakie wykonujesz wyniki dwóch są dodatnie. Okazuje się, że masz bardzo podniesiony poziom OB, a dodatkowo w teście Western Blot wysokie słupki przy IgM.
Trzecia wizyta u ortopedy
Robisz w końcu prześwietlenie łokcia i wraz z wynikami kolejny raz idziesz do ortopedy. Nareszcie ortopeda przestaje mówić, że to „łokieć tenisisty”. Prześwietlenie nic nie wykazało, a wyniki sugerują tylko to, co wcześniej znalazłeś w internecie. Wysokie słupki w teście Western Blot IgM mogą świadczyć o tym, że masz boreliozę.
Nie dowiadujesz się jednak od ortopedy nic więcej, gdyż on nie potrafi odczytać wyników. Dostajesz skierowanie do reumatologa, gdyż on stwierdza, że niestety nie może Ci pomóc.
Reumatolog
Przynajmniej do reumatologa nie musisz długo czekać. Już na drugi dzień masz wizytę na NFZ, ale wizyta jest krótka. Zobaczywszy wyniki, stwierdza, że dziwi się, że ortopeda Cię do niego wysłał. Mówi, że potrzebny jest lekarz chorób zakaźnych, a do niego możesz przyjść, gdy wyleczysz boreliozę.
Lekarz chorób zakaźnych
Kolejny raz idziesz do lekarza rodzinnego, ale ten też stwierdza, że nie zna się na boreliozie i nie może odczytać wyników. Na wszelki wypadek dostajesz jednak 15-dniową kurację antybiotykową, którą stosuje się przy tej chorobie. Drugą rzeczą jaką dostajesz, jest skierowanie do poradni chorób zakaźnych z adnotacją „Pilne”.
Dotychczasowe doświadczenia z lekarzami powodują, że postanawiasz szukać specjalisty, który zna się na leczeniu boreliozy. Pytasz znajomych, czytasz opinie w internecie i dużo dzwonisz.
Nie tak łatwo znaleźć lekarza tej specjalizacji mieszkając w okolicy Żywca. Najbliższa poradnia jest w Bielsku-Białej, ale czas oczekiwania na przyjęcie wynosi 3 miesiące. Szukasz także szpitali, które mają oddziały zakaźne, i najbliższe są w Cieszynie oraz w Suchej Beskidzkiej.
Zastanawiasz się, czy nie iść prywatnie do specjalisty. Dowiadujesz się jednak, że są to lekarze pracujący w tychże szpitalach, więc dzwonisz z zapytaniem do poradni zlokalizowanych przy nich. Także tutaj wizyta u specjalisty może być za kilka miesięcy. W Cieszynie można jednak zostawić w rejestracji wyniki badań oraz opis dolegliwości, aby w wolnym czasie lekarz sprawdził, czy Twój przypadek nie wymaga wcześniejszej konsultacji.
Poradnia chorób zakaźnych
Gdzieś po tygodniu odbierasz telefon. Pani z poradni chorób zakaźnych w Cieszynie informuje, że lekarz widział wyniki i proponuje termin wizyty w kolejnym tygodniu. Cieszysz się z tego telefonu, gdyż ból „zaraził” już lewą stronę i do bolących po prawej stronie kolana oraz łokcia, dołączyły bark oraz staw biodrowy. Czujesz także ból pod żebrami po lewej stronie.
Podczas wizyty lekarka stwierdza, że to borelioza, którą musiałeś się zarazić niedawno. Sugeruje szybkie leczenie szpitalne, na które dostajesz skierowanie. Dodaje, że pewnie z marszu zatrzymają Cię na oddziale, a że jest kilka dni przed Wigilią, więc decydujesz się, że poczekasz z tym na Nowy Rok.
Wizyta w szpitalu
Mija kilka dni Nowego Roku. Pomimo bólu w dalszym ciągu jeździsz samochodem, nie wiesz jednak, jak długo potrwa Twój pobyt w szpitalu, dlatego tym razem korzystasz z transportu publicznego. Po dwóch godzinach i tylu samych przesiadkach docierasz do szpitala. Masz ze sobą rzeczy potrzebne, aby w nim pozostać, tak jednak się nie dzieje. W przeciwieństwie do tego, co słyszałeś od lekarki, tu trzeba przyjść ze skierowaniem i wynikami, na podstawie których inny lekarz wyznaczy termin przyjęcia na oddział. Gdy słyszysz odległy termin, kolejny raz opadają Ci ręce. Mówisz zgodnie z prawdą, że dotarcie do szpitala wymagało od Ciebie sporo wysiłku i nie wiesz, czy ponownie będziesz mógł sam tutaj przyjechać. W końcu dostajesz termin za 1,5 miesiąca.
Wyjazd do Włoch
Zanim pojawiły się pierwsze objawy boreliozy, na początku roku planowałeś spakować duży plecak i spełnić swoje kolejne marzenie lecąc do Birmy. Może gdyby to była tylko noga, to byś to zrobił, ale z prawą niesprawną ręką, wiesz, że jest to niemożliwe. Stajesz jednak przed innym dylematem.
Oto osoby, które poznałeś na Camino, planują pod koniec stycznia kilkudniowe spotkanie we Włoszech i jesteś na nie zaproszony. Z jednej strony chcesz tam pojechać i się z nimi zobaczyć, a z drugiej zastanawiasz, czy sobie poradzisz? Zwycięża jednak chęć spotkania i lecisz do Włoch.
Spędzasz miły czas na zwiedzaniu m.in. Bolonii i Ferrary, ale przede wszystkim na rozmowach oraz delektowaniu się włoską kuchnią. Starasz się nie myśleć o chorobie, ale jest to trudne. Za każdym razem, gdy wysiadasz z auta lub wstajesz, musisz rozejść nogę, gdyż chwyta ją coraz większy skurcz. Największe wyzwanie staje przed Tobą w Ravennie. Pada pomysł, aby wypożyczyć rowery i zobaczyć murale. Mówisz, że spróbujesz i pierwszy raz od 3 miesięcy wsiadasz na rower. Jadąc na nim, nie trzeba mieć wyprostowanej ręki, więc nawet dwie kładziesz na kierownicy, chociaż prawa ją tylko podtrzymuje. Gorzej jest z nogą, ale jeszcze nie tragicznie. Kończąc wycieczkę rowerową, jesteś bardzo zadowolony. W duchu masz nadzieję, że nie był to Twój ostatni raz na rowerze.
Leczenie boreliozy w szpitalu
20 lutego ponownie pojawiasz się w szpitalu. Tym razem wolne łóżko już na Ciebie czeka. Od przyjścia czujesz się jak poduszka na igły, ale nie narzekasz, gdyż wiesz, że tak trzeba. Badania, prześwietlenia, wywiad, pobór płynu z kolana, to wszystko potwierdza, że masz boreliozę. Pora rozpocząć leczenie.
Dostajesz wenflon w rękę, którym raz dziennie sączy się w Twoje żyły antybiotyk. Jest on tak silny, że dwa razy dziennie dostajesz również probiotyki. Leczenie w szpitalu trwa kilka dni. Może by Cię wypisali wcześniej, ale nie wiedzą, co jest powodem powiększonej śledziony.
Inne objawy boreliozy
Na oddziale chorób zakaźnych spotykasz dużo osób mających boreliozę. Dowiadujesz się, że jakie były ich objawy oraz, jak wyglądało leczenie. Jedna z kobiet trafiła na oddział po rocznym leczeniu boreliozy antybiotykami, które przepisywał jej lekarz rodzinny. Nabawiła się przy tym drożdżycy i innych schorzeń układu pokarmowego. Po wypisaniu z oddziału ma jechać do Ustronia na leczenie chorób, które wywołały antybiotyki.
Mężczyzna, z którym dzielisz salę, już kolejny raz trafia na oddział. U niego borelioza zaatakowała układ nerwowy. Apatia, kłopoty z pamięcią, mówi, że przez nieleczoną i nierozpoznaną boreliozę o mało co nie trafił do zakładu psychiatrycznego. Martwi się on o swoje dzieci, u których także zdiagnozowano boreliozę. Chłopczyk ma 5 lat, a dziewczynka 9. U niego nie ma jeszcze objawów boreliozy, ale u niej pojawiły się już problemy z koncentracją oraz nauką.
Podczas pobytu w szpitalu pojawia się u Ciebie kołatanie serca. To kolejny objaw, który może wywoływać borelioza. Być może w ostatniej chwili trafiłeś na oddział i rozpocząłeś leczenie.
Leczenie boreliozy w domu
Po 9 dniach zostajesz wypisany do domu, lecz to nie koniec leczenia. Wraz z wypisem dostajesz receptę na antybiotyk, który wpływał przez wenflon. W sumie przez 30 dni ma być on podawany, ale teraz w Twojej przychodni. Podczas weekendów dwa razie dziennie dodatkowo masz zażywać tabletki. Koszt kuracji to kolejne 500 zł.
Rezygnujesz z kroplówek i decydujesz się na powolne podawanie antybiotyku przez strzykawkę. Boli bardziej niż przez kroplówkę, ale jest szybsze. Czujesz, że kuracja jest skuteczna, gdyż ból stawów jest coraz mniejszy i coraz więcej możesz zrobić ręką. Ostatni wlew dostajesz na początku kwietnia w okolicy Świąt Wielkiej Nocy.
Rehabilitacja po leczeniu boreliozy
Po kuracji prawa ręka w dalszym ciągu jest słaba, a łokieć wykrzywiony, dlatego idziesz do poradni reumatologicznej po skierowanie na rehabilitację. Od razu mówisz, że nie możesz mieć zabiegów w polu magnetycznym i dostajesz pięć innych. Dwutygodniowa rehabilitacja pomaga, ale to za mało. Idziesz po kolejne skierowanie, a później jeszcze po jedno.
Powrót do normalnego życia
W międzyczasie starasz się wrócić do normalnego życia. Wracasz na siłownię, na początek na zajęcia ze spiningu oraz indoor walking. Ustawicznie myślisz też o tym, aby pójść w góry. W końcu nie wytrzymujesz, bierzesz kijki i ruszasz na Rysiankę. Po długiej przerwie oraz kuracjach antybiotykowych jest to dla Ciebie bardzo męczące, ale jesteś szczęśliwy.
Gdy tydzień później znajoma z rodziną jedzie w Tatry, postanawiasz dołączyć. Piękna pogoda, niesamowite krajobrazy dodają Ci energii i prawie jak przed chorobą sprawnie zdobywasz Grzesia, Rakoń i Wołowiec. Tego Ci było trzeba!
Kontrola w Poradni Chorób Zakaźnych
Na początku lipca, po 3 miesiącach od zakończenia wlewów antybiotykowych wraz z nowymi wynikami badań, idziesz na kontrolę do Poradni Chorób Zakaźnych. Wyniki masz już lepsze, ale że wciąż czasem odczuwasz ból w stawach, dostajesz kolejną 15-dniową kurację antybiotykową. Lekarz stwierdza także, że to koniec Twojego leczenia. Masz przyjść tylko wtedy, gdyby ponownie wystąpiły jakieś objawy.
Tak w wielkim skrócie wyglądała moja „przygoda” z boreliozą.
Gdzie i jak zaraziłem się boreliozą?
Jak większość osób myślałem, że boreliozą można się zarazić tylko przez ukąszenie kleszcza, byłem jednak w błędzie. Boreliozę roznoszą także m.in. komary oraz meszki. Przypuszczam, że to właśnie one zaraziły mnie boreliozą, a było to na początku przejścia Głównego Szlaku Sudeckiego. Skąd pomysł, że akurat wtedy się zaraziłem? W Sudetach byłem dwa tygodnie, a pod koniec tego okresu pojawiła się u mnie wysoka temperatura. Myślałem, że gdzieś mnie zawiało i to nawet bardzo, gdyż w nocy w Szklarskiej Porębie miałem dreszcze. Przede mną był jednak tylko ostatni odcinek, dlatego postanowiłem ukończyć szlak.
W ostatnim dniu na szlaku wyglądałem dziwnie, gdyż był upalny dzień, a ja miałem na sobie czarną termiczną bluzę z długim rękawem. Nie czułem jednak, aby było mi gorąco tylko, że gorączka jest coraz większa. Jeszcze po powrocie do domu przez trzy dni moja temperatura ciała wynosiła ponad 38 st. C.
Dlaczego postanowiłem napisać o boreliozie?
Zacząłem pisać ten tekst rok temu, ale przerwałem. Jest on najbardziej osobisty z dotychczasowych i w dalszym ciągu nie jestem pewien, czy dobrze robię, że go publikuję.
Podczas ostatniego roku spotykałem różne osoby. Z rozmów z nimi wynikało, że mało się mówi o boreliozie, a większość z nich zna kogoś lub sama na nią choruje. Opisałem mój przypadek, gdyż może ktoś z Twoich znajomych ma podobne objawy i nie wie, co jest ich powodem. U mnie choroba postępowała błyskawicznie, dlatego jak widzisz czas przy tej chorobie odgrywa duże znaczenie.
Borelioza jest bardzo dziwną chorobą, która może mieć bardzo dużo różnych objawów. Atakuje stawy, układ nerwowy i często mylona jest z innymi chorobami. Dużo osób nawet nie wie, że jest zarażona. W moim przypadku nawet lekarze jej nie rozpoznali, a dowiedziałem się o niej, wykonując prywatnie szereg badań.
Nie chcę, aby mój tekst był odbierany jako atak na polską ochronę zdrowia. Podczas choroby miałem kontakt z różnym podejściem do pacjenta. Jeśli można tak napisać, to miło wspominam pobyt na oddziale zakaźnym w szpitalu w Cieszynie oraz rehabilitacje. Jeszcze raz dziękuję.
Dlaczego nie należy odkładać marzeń?
Drugim powodem napisania tego tekstu jest uświadomienie Tobie, że nigdy nie wiesz, jak dużo masz czasu na realizacje marzeń. Często słyszę, że chciałbym to zrobić, tam pojechać, ale poczekam do emerytury. Zawsze wtedy odpowiadam, a wiesz, czy dożyjesz lub, czy Twój stan zdrowia na to pozwoli?
Gdy zachorowałem, czasem do głowy przychodziły mi myśli, że jak tak dalej pójdzie, to nie będę mógł chodzić, nie będę mógł ruszyć ręką i będę uwięziony w domu. Myślałem, że to koniec podróżowania, chodzenia po górach i realizacji marzeń. Starałem się jednak nie poddawać, szukać przyczyn choroby i sposobów jej wyleczenia.
Podobno boreliozy nie można do końca wyleczyć, więc kto wie, czy któregoś dnia nie wrócą te lub inne objawy. Na razie staram się żyć każdym dniem i realizować kolejne marzenia. Tuż po ostatniej kuracji antybiotykowej postanowiłem przejść 150 km Wyrypę Beskidzką. Byłem osłabiony antybiotykami, ale udało mi się to zrobić.
Rok po pobycie w szpitalu, zrobiłem także to, co planowałem wcześniej, czyli spakowałem plecak i poleciałem na samotną wyprawę do Birmy. Również na 2020 rok mam już kupiony bilet, tym razem do Nowej Zelandii (niestety z uwagi na wirus podróż się nie odbyła). Przez chwilę zastanawiałem się, czy go kupić? Odpowiedziałem jednak sobie, masz okazję, to leć, nie ma na co czekać!
Moje inspiracje
Powyższy tekst dedykuję dwóm osobom. Pierwszą jest moja ukochana ciocia Małgosia, która ponad dwa lata walczyła z rakiem trzustki. Miałem okazję obserwować jej walkę z chorobą i podziwiałem jej niesamowitą siłę oraz pogodę ducha. Do końca swoich dni się nie poddała i wierzyła, że wyzdrowieje.
Drugą osobą jest Tomek, którego osobiście nigdy nie poznałem, czego żałuję. Właśnie idąc przez Sudety i dochodząc do Dusznik-Zdroju nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Tomek w tym czasie był w Holandii, gdzie jak się później dowiedziałem, leczył się na chorobę nowotworową. Pomimo choroby cały czas był pogodny i podróżował, gdy tylko mógł. Planowaliśmy nawet wspólne wyjście w góry, niestety choroba okazała się zbyt ciężka i zmarł trzy miesiące po mojej cioci.
Jego niezrealizowanym marzeniem było przejście Camino de Santiago. W 2019 roku zrobiła to jego mama, kilku członków rodziny oraz przyjaciele. Wzięli oni jego prochy i przeszli odcinek z Sarii do Santiago de Compostela, po drodze rozsypując prochy w pięknych miejscach. Nie tylko dla mnie był on inspiracją.
Jeśli podobał Ci się mój tekst o marzeniach, to dołącz do podróży na Instagramie, Facebooku, TikToku i YouTube, aby zawsze być na bieżąco. Zapraszam również do lektury innych wpisów na https://podrozebezosci.pl.